Warszawa nocą, zatrzymuje się na stacji
Chciałem kupić fajki
Ale nie pale już raz, dwa, trzy, miesiąc? Albo i dłużej
Więc biorę tik taki, 2 kit katy i do tego kubek dużej kawy z mlekiem
Syrop czekoladowy i waniliowy, po jednej cukier biały i brązowy
Jak robiła dziewczyna co ma niebieskie włosy w tle (?) pronosy
Ja na lade kłade banknoty
Widziałem połamane serca
Połamane krzesła
Słyszalem typa który błagał mnie bym przestał
Kiedy jego twarzą miała romans i moja podeszwa
Ale wtedy myślałem chyba, że tak trzeba
A wcale tak nie trzeba było
Wcale nie musiałeś plamić tych chodników śliną
Oni zostali z meliną
I jest przykro w chuj mi, kiedy patrzę jak płyną gdzieś
A ich kutry dawno pogubiły sieć
Co jest, gdzie się podziali?
Jednym biorą towar w kredo, inni dawno się przećpali
Drudzy przechodzą przez detoks
Trzeci w tym miesiącu
Stary, gdzie są moi chuligani
Co płakali w ramię mamy?
Wszyscy są na chwilę
I to tak bardzo
Szybka miłość, potem pustka
Droga pusta, puste auto
Ja chcę poprostu znowu się zobaczyć z tą (?) martą
Do której dzwoniłęm przed pisaniem tego, znam to
Duże miasta, endorfiny, i pokusy czujesz, że oddychasz
A jednak coś cię dusi, szybkie auta, używki, ciuchy
I gubi się moralność w kimkolwiek szuka otuchy
Bugs!